Matki są szalenie kobiece... (cytuję, co napisano)
To prawda. Ale nie tylko macierzyństwo definiuje kobietę. I
chodzi o to, żeby na co dzień umieć znaleźć równowagę.
Niektórzy wciąż przedstawiają macierzyństwo w krzywym
zwierciadle - na dwa skrajne sposoby.
Najwyższy czas przestać lukrować macierzyństwo -
mam na myśli głównie pisma dla matek, których już dawno nie kupuję, ale z
ciekawości sprawdzenia czy coś się we wspomnianym względzie zmieniło, od czasu
do czasu przeglądam je w kiosku. I niestety wciąż pełno w nich
"szkrabików", "maluszków" i "brzdąców" (takim
bowiem nazewnictwem wspomniane media operują pisząc do młodych matek) oraz
eleganckich, wypoczętych (już w pierwszej dobie po porodzie) kobiet. Dzieci też
wyłącznie pouśmiechane i nie-absorbujące. Wszystko takie wylukrowane, słodkie,
różowe i... zupełnie nieprawdziwe.
Drugi biegun (już nie poprzez media płynący, ale z otchłani
przeszłości, chłodnym surowym głosem praprzodków przemawiający), to nawoływanie
w stylu: zaprzyj się samej siebie i złóż
się w ofierze na ołtarzu macierzyństwa.
Tu mamy kobietę już nie wylukrowaną ze słodkim maluszkiem,
ale matkę uciemiężoną - każdego dnia pokornie przyjmującą na ramiona ciężki
krzyż macierzyństwa i bez użalania się, bez narzekania, bez cienia zwątpienia,
dzielnie podążającą każdą z 24 godzin tegoż dnia po to tylko, aby następnego
dnia wszystkie te czynności powtórzyć ponownie i tak aż do menopauzy, gdy
biologiczny zegar wybije ostatnią godzinę prokreacji.
Taki obraz macierzyństwa to też kłamstwo a wspomniany
nawołujący przekaz, od zawsze był czymś złym. Na szczęście dzisiaj, coraz
więcej kobiet i mężczyzn już to zauważa.
Coraz więcej rozumie, że do prawidłowego funkcjonowania kobiety-matki,
niezbędny jest czynnik, jakim jest równowaga.
Jeżeli ktoś (np. PAN MĄŻ) oczekuje, że matka bez reszty odda
się macierzyństwu, zamknie w domu z dziećmi i zapomni o całym świecie, a przede
wszystkim o sobie samej (bo przecież dzieci najważniejsze), to znaczy, że
najprawdopodobniej jest tyranem lub naiwniakiem.
Żadna normalna istota płci żeńskiej, nie przestanie nagle być
kobietą tylko dlatego, że urodziła dziecko/dzieci. Fakt pojawienia się w życiu kobiety
potomstwa nie jest bowiem tożsamy z zanikiem jej płci.
Oznacza to tyle, że wraz z pojawieniem się dzieci,
zainteresowania, pasje i potrzeby rzędu wyższego, nawet jeśli się nieco
zmieniają, nie przestają istnieć. Są nadal i nadal domagają się wcielania w
życie i realizacji. I nie widzę powodu, dla którego hipotetyczny PAN MĄŻ,
miałby nagle zabronić swojej żonie realizowania w życiu czegoś jeszcze poza
macierzyństwem – może to być praca zawodowa, może to być jakieś hobby,
spotkania z psiapsiółami itp.
I wcale nie chodzi o zepchnięcie dzieci na dalszy plan – choćby
dlatego, że to nie jest możliwe. Chodzi o to, żeby matka, w natłoku bieganiny, jaką
ma na co dzień, mogła bez poczucia winy, znaleźć chwile, które są tylko dla
niej. W końcu kobietą była od zawsze, a matką stała się wraz z pojawieniem się
dziecka.
Nie da się 100% swojej egzystencji spędzać w pracy. Nie bez
powodu dniówka wynosi ileś tam godzin, po których pracownik opuszcza stanowisko
pracy i zmienia optykę. Dlaczego niby matka (opieka nad potomstwem plus domowe
obowiązki to też praca) miałaby nie mieć możliwości czy prawa do zmiany swej
optyki?
Macierzyństwo to cudowna przygoda, ale radość z niej płynącą
da się poczuć pod warunkiem, że pomiędzy byciem matką i byciem kobietą zapanuje
równowaga.
Agnieszko po pierwsze gratuluję Trzeciej Córeczki! To cudowne! Pamiętam Cię z forum chustowego, potem szukałam Cię i znalazłam na wege dzieciaku i w końcu dotarłam tutaj. Bardzo jesteś mi bliska, choć prawie się nie znamy. Imponujesz mi. Podczytuję Cię i postanowiłam w końcu napisać. Ściskam Cię mocno i życzę spokoju i morza cierpliwości w wychowywaniu Córek. W pełni rozumiem Twój trud - od jakiegoś czasu jestem już Mamą Piątki. Marysia
OdpowiedzUsuńMarysiu, dziękuję za ciepłe słowa. I również gratuluję. Na chustoforum bywam ostatnio czasami, głównie w celu sprawdzenia skrzynki wiadomości ;-) Na dłuższe posiedzenia i dyskusje, nie mam czasu.
UsuńJak sobie radzisz? Naprawdę podziwiam Cię. Dla mnie najtrudniejsza jest samotność - na pomoc do domu nas nie stać, a Rodzina daleko. Chciałabym czasem zostawić Dzieci z Mamą i wyrwać się gdzieś z samym Mężem ;-)