piątek, 28 czerwca 2013

Pięć

Moja Pierworodna, dzisiaj o godzinie 03 minut 20, skończyła 5 lat. Pięć Lat.
Duch Matki Polki potrząsnął mną wczoraj późną wieczorną porą i nakazał sprzeciwić się totalnemu zmęczeniu. W efekcie tego, do godziny 00 minut 30 wypiekałam smakowite ciasteczka owsiane, które dzisiaj uradowana Antonina zabrała do przedszkola w ramach urodzinowego poczęstunku.






 Spełnienia marzeń Córeczko
 


wtorek, 18 czerwca 2013

Kto tu kogo stygmatyzuje?

To tak w odpowiedzi na tę wypowiedź pana "redaktora".




Szanowny panie „redaktorze”, zanim po raz kolejny zechce pan napisać coś równie sensu pozbawionego i z prawdą totalnie sprzecznego, proszę najpierw poczytać sobie swoje wcześniejsze teksty lub prześledzić niektóre dyskusje toczące się na internetowym forum wielodzietni.org. Zauważy pan wówczas, że prezentowane przez pana poczucie bycia stygmatyzowanym z uwagi na fakt posiadania licznego potomstwa, przez niewielodzietną część społeczeństwa, w którym przyszło panu egzystować, jest jedynie iluzją jaka zrodziła się w pana głowie z powodu natłoku towarzyszących panu obsesji.

Proponuję poczytać sobie choćby formową dyskusję, toczącą się pod wdzięcznym tytułem „dlaczego ludzie nie chcą mieć dzieci?” Nie będę tracić czasu na rozpisywanie się, co myślę o poziomie tejże dyskusji. Przytoczę jedynie kilka wypowiedzi, żeby nieco rozjaśnić.
Otóż w pierwszym tekście czytamy:
„Pewnie znacie takie osoby w swoim otoczeniu - dochody powyżej przeciętnej, dobre warunki mieszkaniowe, wakacje za granicą. I jedno dziecko, góra dwoje. O co tu chodzi?” na koniec jeszcze wdzięczny gadżecik w postaci zszokowanej emotikonki.
Następnie pojawia się odpowiedź:
„Lenistwo i wygodnictwo...”
I wszystko jasne. Jeśli masz mniej niż troje dzieci, a pozory świadczą o tym, że stać cię na utrzymanie większej gromady, bo jeździsz wypasioną bryką i raz w roku odwiedzasz zagraniczne kurorty, oznacza to tyle, że jesteś wygodnickim leniem.

Dalsze wypowiedzi, to już wzajemne cytowanie się i odnoszenie do tego, co wcześniej napisano.
A jeśli już jakimś cudem pojawia się wypowiedź powyżej zacytowanego poziomu, czy też zachęcająca do refleksji, jej autor/autorka momentalnie jest degradowany do poziomu intruza, którego należy „wychować”, żeby „zaczął się zachowywać tak, jak my”.
W innych wątkach tegoż forum, można wyczytać całą masę „ciekawostek” na poziomie wypowiedzi pana „redaktora”. Nawet argumentacja zaskakująco identyczna. Okazuje się bowiem, że nie tylko pan „redaktor” posiada obsesję na TYM punkcie. Jest was nieco więcej. Typowe dla was bolączki dnia codziennego, to podziw i troska ze strony innych ludzi. Jeśli bowiem ktoś ośmieli się zauważyć z podziwem, że tworzycie duże rodziny, wy odbieracie to jako cynizm i nazywacie stygmatyzacją. Czujecie się prześladowani. Żona pana „redaktora” określa to mianem ostracyzmu, któremu poddawana jest przez sąsiadki zachwalające jej zdolności organizacyjne, które bez wątpienia niezbędne są gdy się posiada czworo dzieci. Ona jednak nie dostrzega w tym ani grama uznania. Widzi jedynie cynizm, który choć nie ma tu miejsca, w mniemaniu wielodzietnej pani „redaktorowej”, zapewne czai się w najgłębszych czeluściach umysłów wspomnianych sąsiadek. 
Pan „redaktor” pochwalony przez przechodnia na ulicy za ilość posiadanych dzieci, nie dostrzega uznania lecz kpinę, która jest oczywiście efektem wspomnianej już stygmatyzacji. A przy tym wszystkim czuje się aż tak wyjątkowy, że zaczyna nawet snuć marzenia o zamknięciu się wraz ze swoją rodziną w klatce, która to klatka będzie obwożona po polskich wsiach i miasteczkach jako atrakcja. 
Odnoszę wrażenie, że wraz ze wzrostem liczby dzieci, u niektórych ludzi występuje jakieś upośledzenie w obszarze lewej półkuli mózgu, która przy prawidłowym funkcjonowaniu tegoż, odpowiedzialna jest za myślenie logiczne. Nie ma bowiem ani cienia logiki w rozumowaniu, które podziw czy zachwyt odbiera jako napiętnowanie.

A odwracanie przez pana „redaktora” całości zdarzeń i pytanie niewielodzietnych, jak czuliby się gdyby..., jest co najmniej śmieszne, bo oto właśnie choćby przykład wspomnianego forum jest najlepszym dowodem na to, że to wielodzietni niejednokrotnie obrzucają krytyką i totalnym brakiem szacunku tych, którzy z różnych powodów mają jedno czy dwoje dzieci.

„Oburzenie, jakie wylało się na Marcina Muchę, urzędnika łódzkiego magistratu, który na profilu facebookowym europosłanki określił rodziny wielodzietne mianem „dzieciorobów" i „nieudaczników" – niezwykle mnie ubawiło. Oto bowiem na przygłupiego (bo inaczej go ocenić nie można) i sfrustrowanego facecika oburzają się ludzie, którzy na co dzień, w nieco tylko lepszym stylu, robią dokładnie to samo, i dokładnie tak samo stygmatyzują duże rodziny.” (źródło: http://www.rp.pl/artykul/1020177.html)

Zacytowana wypowiedź pana „redaktora” najlepiej obrazuje nie tylko kto tu kogo tak naprawdę stygmatyzuje, ale też kto tu ma obsesje, a kto nie. Pan „redaktor” odwalił kawał złej roboty tą wypowiedzią, bo tak naprawdę nawołuje nią do tego, żeby przypadkiem nie stawać w obronie rodzin wielodzietnych, bo można zostać oplutym w stylu jak wyżej. A argumenty równie żałosne, jak cała treść – bo rodzina wielodzietna to coś normalnego
A co w tym nadzwyczajnego panie „redaktorze”, że w kimś podziw wzbudza to, co normalne? Czy mamy jakiś zakaz zachwycania się normalnością? I widzę tu pewne rozdwojenie jaźni panie „redaktorze”. Z jednej bowiem strony łączy się pan w bólu z przeciwnikami seksedukacji w Polsce, sprzeciwia się pan związkom partnerskim, grozi pan paluchem, gdy ktoś ośmiela się zrozumieć sytuację tych, którzy zdecydowali się na in vitro. Te i podobne zjawiska uznaje pan za coś nienormalnego. A kiedy jakaś część społeczeństwa wyraża swój zachwyt i staje w obronie normalności, pana to bawi, pan się sprzeciwia, pan ma pretensje, pan jest niezadowolony, pan krytykuje. Dokładnie tak samo, jak w przypadku tego co pana zdaniem nienormalne.
I kolejny przykład sprzecznych ze sobą komunikatów. Określenie autora negatywnych facebookowych wypowiedzi na temat rodzin wielodzietnych, mianem „przygłupiego facecika” dowodzi temu, że jest pan przeciwny zrównywaniu wielodzietności z patologią. Tym samym staje pan w obronie poszkodowanych – obrażonych tymi komentarzami. Z kolei, gdy inni ludzie skrytykowali te same wypowiedzi i okazali dokładnie to samo, co pan, czyli niezadowolenie z tego samego, co pan i tak jak pan stanęli w obronie rodzin wielodzietnych (w tym również pańskiej, panie „redaktorze”), zostali przez pana najzwyczajniej wyśmiani. Nie wnikam już, skąd pan „redaktor” wie, kim są ci ludzie, ile mają dzieci oraz, jak na co dzień reagują na widok rodzin wielodzietnych – bo zapewne pan doskonale wie, skoro wprost wyliczył im ich własne grzechy (dobro złem nazywając). Bardziej jednak zastanawia mnie, jakim tokiem trzeba rozumować (lub raczej - czym zamiast rozumu posługiwać się), żeby pluć w twarz innym ludziom za to, że stają w obronie tego samego, co pan, panie „redaktorze”.
To o co tu chodzi? Hipokryzja czy schizofrenia? A może zwykła pycha i poczucie wyższości? W każdym razie, wszystkie wymienione są równie szkodliwe.

piątek, 7 czerwca 2013

Antosia Basiowa

Zwykle nie zabieram Dzieci na zakupy, ale tym razem zrobiłam wyjątek.
Chciałam kupić kilka ubranek dla Antosi do przedszkola, więc uznałam, że może zaistnieć potrzeba przymierzenia - choćby orientacyjnego, na oko, niekoniecznie na ciało.
Oglądałam zatem wraz z Antosią ubrania, mając świadomość, że dwa regały dalej - przy stoisku z bielizną dziecięcą, urzęduje Zosia. Jej działalność polegała na otwieraniu zafoliowanych trójpaków zawierających kolorowe majtki i wyjmowaniu tychże z opakowań. Miała przy tym wyraźnie dużo radości, a fakt, że w celu dokonania zamierzonego celu, udała się o jeden regał dalej (tak, żebym jej nie mogła zauważyć), najlepiej świadczył o tym, że doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jej działalność mieści się w kanonie czynów zakazanych.

W tym samym czasie, Antosia zapytała:
- Mamo, mogę przymierzyć ten kapelusz?
- Możesz.

Po chwili:
- Kupimy ten kapelusz mamo? No bo popatrz
Tu zatrzepotała rzęsami, przybierając pozę świadczącą o jej niewątpliwym przekonaniu, iż wygląda wprost cudownie. Miała absolutną rację. Zerknęłam na cenę kapelusza. 9,90 zł. Musiałabym być tyranem, żeby Jej odmówić. Zwłaszcza, że prawie nigdy o nic w sklepach nie prosi.
- Tak, kupimy kapelusz.
Tutaj wielkie, radosne oczy, szeroki uśmiech i:
- Too suuuper!

Po kolejnej chwili:
Oglądam tuniki i sukienki. Wygodne, bo z domieszką elastycznych włókien, zapewniających swobodę ruchów, którą Antosia ceni ponad wszystko. Antka tańczy obok mnie w kapeluszu. Trzymam w ręce wieszak z pasiastą sukienką i nagle słyszę:
- Ooo, w tym będę Basią!
- A dlaczego Basią? Pytam z zaciekawieniem.
- No bo Basia ma ubranko w takie paski!
W tym momencie dociera do mnie, którą Basię Antosia ma na myśli.

A zatem, wybór dokonany - bez mierzenia na ciało, a jedynie orientacyjnie, na oko.
Pozostało mi jeszcze tylko zatarcie śladów Zosiowej działalności i udanie się do kasy.

A po powrocie do domu obowiązkowa sesja Basiowa z ulubioną książką Antosi, opatrzoną autografem samej Autorki - Zofii Staneckiej.