Szanowny panie „redaktorze”, zanim po raz kolejny zechce pan
napisać coś równie sensu pozbawionego i z prawdą totalnie sprzecznego, proszę najpierw
poczytać sobie swoje wcześniejsze teksty lub prześledzić niektóre dyskusje toczące
się na internetowym forum wielodzietni.org. Zauważy pan wówczas, że
prezentowane przez pana poczucie bycia stygmatyzowanym z uwagi na fakt
posiadania licznego potomstwa, przez niewielodzietną część społeczeństwa, w
którym przyszło panu egzystować, jest jedynie iluzją jaka zrodziła się w pana
głowie z powodu natłoku towarzyszących panu obsesji.
Proponuję poczytać sobie choćby formową dyskusję, toczącą
się pod wdzięcznym tytułem „dlaczego ludzie nie chcą mieć dzieci?” Nie będę
tracić czasu na rozpisywanie się, co myślę o poziomie tejże dyskusji. Przytoczę
jedynie kilka wypowiedzi, żeby nieco rozjaśnić.
Otóż w pierwszym tekście czytamy:
„Pewnie znacie takie osoby w swoim otoczeniu - dochody
powyżej przeciętnej, dobre warunki mieszkaniowe, wakacje za granicą. I jedno
dziecko, góra dwoje. O co tu chodzi?” na koniec jeszcze wdzięczny gadżecik w
postaci zszokowanej emotikonki.
Następnie pojawia się odpowiedź:
„Lenistwo i wygodnictwo...”
I wszystko jasne. Jeśli masz mniej niż troje dzieci, a
pozory świadczą o tym, że stać cię na utrzymanie większej gromady, bo jeździsz
wypasioną bryką i raz w roku odwiedzasz zagraniczne kurorty, oznacza to tyle,
że jesteś wygodnickim leniem.
Dalsze wypowiedzi, to już wzajemne cytowanie się i
odnoszenie do tego, co wcześniej napisano.
A jeśli już jakimś cudem pojawia się wypowiedź powyżej
zacytowanego poziomu, czy też zachęcająca do refleksji, jej autor/autorka
momentalnie jest degradowany do poziomu intruza, którego należy „wychować”,
żeby „zaczął się zachowywać tak, jak my”.
W innych wątkach tegoż forum, można wyczytać całą masę
„ciekawostek” na poziomie wypowiedzi pana „redaktora”. Nawet argumentacja
zaskakująco identyczna. Okazuje się bowiem, że nie tylko pan „redaktor” posiada
obsesję na TYM punkcie. Jest was nieco więcej. Typowe dla was bolączki dnia
codziennego, to podziw i troska ze strony innych ludzi. Jeśli bowiem ktoś
ośmieli się zauważyć z podziwem, że tworzycie duże rodziny, wy odbieracie to
jako cynizm i nazywacie stygmatyzacją. Czujecie się prześladowani. Żona pana
„redaktora” określa to mianem ostracyzmu, któremu poddawana jest przez sąsiadki
zachwalające jej zdolności organizacyjne, które bez wątpienia niezbędne są gdy
się posiada czworo dzieci. Ona jednak nie dostrzega w tym ani grama uznania.
Widzi jedynie cynizm, który choć nie ma tu miejsca, w mniemaniu wielodzietnej
pani „redaktorowej”, zapewne czai się w najgłębszych czeluściach umysłów
wspomnianych sąsiadek.
Pan „redaktor” pochwalony przez przechodnia na ulicy za
ilość posiadanych dzieci, nie dostrzega uznania lecz kpinę, która jest
oczywiście efektem wspomnianej już stygmatyzacji. A przy tym wszystkim czuje się aż tak wyjątkowy, że zaczyna nawet snuć marzenia o zamknięciu się wraz ze swoją rodziną w klatce, która to klatka będzie obwożona po polskich wsiach i miasteczkach jako atrakcja.
Odnoszę wrażenie, że wraz ze
wzrostem liczby dzieci, u niektórych ludzi występuje jakieś upośledzenie w
obszarze lewej półkuli mózgu, która przy prawidłowym funkcjonowaniu tegoż, odpowiedzialna
jest za myślenie logiczne. Nie ma bowiem ani cienia logiki w rozumowaniu, które podziw
czy zachwyt odbiera jako napiętnowanie.
A odwracanie przez pana „redaktora” całości zdarzeń i
pytanie niewielodzietnych, jak czuliby się gdyby..., jest co najmniej śmieszne, bo
oto właśnie choćby przykład wspomnianego forum jest najlepszym dowodem na to,
że to wielodzietni niejednokrotnie obrzucają krytyką i totalnym brakiem
szacunku tych, którzy z różnych powodów mają jedno czy dwoje dzieci.
„Oburzenie, jakie wylało się na Marcina Muchę, urzędnika
łódzkiego magistratu, który na profilu facebookowym europosłanki określił
rodziny wielodzietne mianem „dzieciorobów" i „nieudaczników" –
niezwykle mnie ubawiło. Oto bowiem na przygłupiego (bo inaczej go ocenić nie
można) i sfrustrowanego facecika oburzają się ludzie, którzy na co dzień, w
nieco tylko lepszym stylu, robią dokładnie to samo, i dokładnie tak samo
stygmatyzują duże rodziny.” (źródło: http://www.rp.pl/artykul/1020177.html)
Zacytowana wypowiedź pana „redaktora” najlepiej obrazuje nie
tylko kto tu kogo tak naprawdę stygmatyzuje, ale też kto tu ma obsesje, a kto
nie. Pan „redaktor” odwalił kawał złej roboty tą wypowiedzią, bo tak naprawdę
nawołuje nią do tego, żeby przypadkiem nie stawać w obronie rodzin
wielodzietnych, bo można zostać oplutym w stylu jak wyżej. A argumenty równie
żałosne, jak cała treść – bo rodzina wielodzietna to coś normalnego.
A co w tym
nadzwyczajnego panie „redaktorze”, że w kimś podziw wzbudza to, co normalne?
Czy mamy jakiś zakaz zachwycania się normalnością? I widzę tu pewne rozdwojenie
jaźni panie „redaktorze”. Z jednej bowiem strony łączy się pan w bólu z przeciwnikami
seksedukacji w Polsce, sprzeciwia się pan związkom partnerskim, grozi pan
paluchem, gdy ktoś ośmiela się zrozumieć sytuację tych, którzy zdecydowali się
na in vitro. Te i podobne zjawiska uznaje pan za coś nienormalnego. A kiedy
jakaś część społeczeństwa wyraża swój zachwyt i staje w obronie normalności, pana
to bawi, pan się sprzeciwia, pan ma pretensje, pan jest niezadowolony, pan
krytykuje. Dokładnie tak samo, jak w przypadku tego co pana zdaniem
nienormalne.
I kolejny przykład sprzecznych ze sobą komunikatów. Określenie
autora negatywnych facebookowych wypowiedzi na temat rodzin wielodzietnych,
mianem „przygłupiego facecika” dowodzi temu, że jest pan przeciwny zrównywaniu
wielodzietności z patologią. Tym samym staje pan w obronie poszkodowanych –
obrażonych tymi komentarzami. Z kolei, gdy inni ludzie skrytykowali te same
wypowiedzi i okazali dokładnie to samo, co pan, czyli niezadowolenie z tego
samego, co pan i tak jak pan stanęli w obronie rodzin wielodzietnych (w tym
również pańskiej, panie „redaktorze”), zostali przez pana najzwyczajniej
wyśmiani. Nie wnikam już, skąd pan „redaktor” wie, kim są ci ludzie, ile mają
dzieci oraz, jak na co dzień reagują na widok rodzin wielodzietnych – bo
zapewne pan doskonale wie, skoro wprost wyliczył im ich własne grzechy (dobro
złem nazywając). Bardziej jednak zastanawia mnie, jakim tokiem trzeba rozumować
(lub raczej - czym zamiast rozumu posługiwać się), żeby pluć w twarz innym
ludziom za to, że stają w obronie tego samego, co pan, panie „redaktorze”.
To o co tu chodzi? Hipokryzja czy schizofrenia? A może zwykła pycha i poczucie wyższości? W każdym razie, wszystkie wymienione są równie szkodliwe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz