piątek, 15 lutego 2013

helołkiti


Antosia wraca z przedszkola i zdejmując rękawiczki, cała rozpromieniona oznajmia:
-Mamo, to są rękawiczki Gabrysi. Z helołkiti. Położę je tutaj, żeby nie zginęły, bo jutro muszę jej oddać, bo to są z helołkiti. Helołkiti jest super, mamo. Kupisz mi bajkę o helołkiti?
W całej wypowiedzianej przez Nią kwestii, wyraz  h e l o ł k i t i  był zdecydowanie najmocniej akcentowany.

Co myślę o helołkiti? Chyba nie muszę pisać. Co więcej – nie ma to większego, a jeszcze ściślej – nie ma to żadnego znaczenia, skoro moja najstarsza Córka postanowiła właśnie zapałać tak ogromnym entuzjazmem do wspomnianego zjawiska.

Obrazek pochodzi z tej strony

Kiedy wieczorem robiłam drobne zakupy, przechodząc przez dział z odzieżą dziecięcą, natknęłam się na… na festiwal helołkiti właśnie. Było to wszędzie – na każdej bluzeczce, koszulce, getrach i wszelkich innych częściach odzieży dziewczęcej.
Uciekając czym prędzej, na wylocie zauważyłam przecenioną bluzkę z… z helołkiti rzecz jasna.
Jednak fenomen tego ciucha polegał nie tylko na jego niskiej cenie, ale przede wszystkim na zdecydowanym kontraście w jakim ów ciuch z helołkiti w roli głównej miał się do pozostałego-miliona-w-tym-sklepie-ciuchów-z-helołkiti-w-roli-głównej.
Otóż była to absolutnie i wręcz niewiarygodnie jedna jedyna rzecz w dziewczęcym dziale, która w pełni pozbawiona była koloru różowego w swym składzie.
Nie, żebym coś przeciw różowi miała. Lubię ten kolor, ale pod jednym warunkiem – że stanowi dodatek do całości a nie całość z ewentualnymi dodatkami.
Tak więc na przekór wszystkiemu, co z helołkiti związane i z założenia różowe a do tego słodkie i pierdzące, moje znalezisko było w kolorze bardzo ciemnej zieleni, a wielkie helołkiti na froncie było białe w nie-różowym odzieniu a na głowie miało nie-różowy kapelusz z nie-różową kokardą. Nawet napis Hello Kitty umieszczony nad helołkiti był w kolorze nie-różowym.
Uznałam zatem, że nie mam nic przeciwko helołkiti, które na przekór pozostałym helołkitim potrafi być tak bardzo nie-różowe. Uznałam też, że jak sobie moja Córka ubierze do tej bluzki różowe getry, to przynajmniej będzie kolorowa, a nie monotonnie-od-stóp-do-głów-różowa.

Na widok bluzki Młoda wpadła w zachwyt. Oznajmiła, że ubierze ją następnego dnia do przedszkola. A po dłuższej i wnikliwszej obserwacji nowego ciucha dodała z dumą:
- Ten kolor wygląda prawie jak czarny. Będę teraz mogła być prawdziwą czarownicą.
Tutaj szczena mi opadła. Czyżby moja niespełna pięcioletnia Córka była aż tak inteligentna? Już teraz? Już na tym etapie, gdy ogromna ilość dzieci płci pięknej, najbardziej na świecie pragnie być księznicką?
Zapytałam, co robi czarownica, a Ona mi na to ze zdziwieniem, że jak to co? Czaruje.
Zapytałam zatem, kto wymyślił zabawę w czarownice. Gabrysia.
Wspaniale. Druga mądra istota w tym samym wieku.
One nie chcą być niewiastami, czyli tymi, które nic nie wiedzą – księznickami.
One pragną być wiedźmami – prawdziwymi, z krwi i kości, które wiedzą.
I niech tak zostanie. Lepiej życzyć Córce, żeby była mądra (wiedźma – wie) niż głupia niczym niewiasta, która nie wie nic i obrasta w słodki róż.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz