niedziela, 14 czerwca 2009

Spór o pierwszeństwo...

Z racji niedogdności pogodowych, sobotę spędziliśmy na poszukiwaniach.
Nie napisałam jeszcze, ze czeka nas kolejna przeprowadzka. Wiem, że to śmieszne - ile razy w ciągu roku można się przeprowadzać??? Rozpiszę się jeszcze na temat naszych perypetii mieszkaniowych...
A wracając do tematu, w sobotę poszukiwaliśmy inspiracji i ku wielkiej mej radości, wiele ich znaleźliśmy. Najpierw wybralismy się do pewnego znanego marketu, gdzie zanim jeszcze zdążyliśmy wejść do srodka, doświadczyliśmy, na czym polega wszechobecny spór o pierwszeństwo. Podjechalismy na parking, gdzie wlasnie zwalniało się miejsce z oznaczeniem dla rodziny z dzieckiem. Uradowani postanowiliśmy zaczekać, aż samochód wyjedzie, aby zająć to miejsce. Gdy tylko poprzedni rezydent zwolnił miejsce dla rodziny z dzieckiem, niewiadomo skąd, drogę zajechał nam wielki terenowy samochód bardzo drogiej marki. Kierowca odsunął szybkę i oznajmił nam, że on czekal z drugiej strony, aż tamten wyjedzie, więc mamy sobie odjechać, zeby on mógł zaparkować. My na to, że po pierwsze nie widzieliśmy, zeby ktoś tam z drugiej strony czekał, a po drugie, to miejsce oznaczone, a my wlaśnie jesteśmy z dzieckiem i pytamy, czy on też, bo szyby ciemne, jak w trumnie i nic nie widać. On na to, że on bez dziecka, ale on czekał i tu zaparkuje i mamy sobie jechać. Ja na to do Łukasza, zeby nie ustępował, bo w końcu to my mamy w tej sytuacji pierwszeństwo do tego miejsca, nigdy nie parkujemy na miejscach, które nie są dla nas i nie korzystamy z praw, które nie dla nas zostały opracowane, a tym razem coś jest właśnie dla nas, więc dlaczego mamy rezygnować. No więc siedzimy i czekamy. Tamten usiłuje manewrować, prawie nas zawadzając, jednak świadomość posiadania drogiego samochodu wygrywa z poczuciem niezadowolenia. Nie, nie oznacza to, że odjechał. Stoi i czeka trasując przejazd innym. Z lewej i z prawej włączają się klaksony. Ktoś wysiada i zdenerwowany próbuje dochodzic, o co biega. W końcu całym przedstawieniem zainteresował się ochroniarz. Podchodzi i pyta, co się dzieje. Tamten tłumaczy, ze on był pierwszy. My na to, że to miejsce dla rodziny z dzieckiem i chcemy skorzystać z naszego prawa do zaparkowania tutaj. Ochroniarz zgrywa idiotę. Pytamy, czy jakieś przepisy tu obowiązują. Ten twierdzi, że przepisy przepisami, a ludzie robią po swojemu. Ja na to wielkie oczy - to mówi człowiek, który ma tu dbać o porządek, który to regulowany jest m.in. poprzez przepisy.
Łukasz pyta, po co w takim razie oznaczenia miejsc parkingowych i co, jeśli wyraźnie zaznaczone jest, że miejsce jest dla rodziny z dzieckiem. Ochoniarz zmiękł i przyznał, ze faktycznie rodzina z dzieckiem ma tu pierwszeństwo. Na to tamtemu puściły nerwy. Zamaszyscie odsunal szybę w oknie i wrzasnął do Łukasza (cytuję): pedale je*any, gdybyś odjechał, to już dawno zaparkowałbym w innym miejscu!!! Kulturka, jak niewiemco. Odjechać mógł w każdej chwili, bo miejsce miał, ale pewnie liczył na to, że jednak ugniemy się pod ciężarem jego wielkiego i drogiego terenowego wozu i pojedziemy z dzieckiem szukać w deszczu miejsca na drugim końcu parkingu. Na koniec trzeba jeszcze było pokazać klasę i pobluzgać, powyzywać i poobrażać, bo bez tego przedstawienie nie mogłoby się ciekawie zakończyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz